headerphoto

Stanowisko SRWWiM w sprawie wydanych na nie wyroków sądowych i nakazanych przeprosin

Warszawa, 1 marca 2025

 

       Stanowisko Stowarzyszenia            

w sprawie wydanych na nie wyroków sądowych        i nakazanych przeprosin

 

 

W związku z nakazanymi przez Sąd Apelacyjny oświadczeniami przepraszającymi Kampanię Przeciw Homofobii (KPH) oraz Towarzystwo Edukacji Antydyskryminacyjnej (TEA), sumienie nakazuje nam uzupełnienie tych oświadczeń poniższym wyjaśnieniem.

 

W odpowiedzi na opublikowaną przez nasze Stowarzyszenie serię dokumentów  krytykujących edukację (i politykę) określaną  zwodniczo jako „antydyskryminacyjna”, sądy w kolejnych rozprawach (jak dotąd pięć w I instancji i trzy apelacyjne)  uznają, że naruszyliśmy dobra osobiste osób prowadzących lub promujących tę edukację. Nakładają na nas kary finansowe, nakazują przeproszenie tych osób, usunięcie z sieci dokumentów zawierających krytykę tej edukacji i zakazują publikowania ich w przyszłości.

 

Choć wszechstronnie udokumentowaliśmy wiele aspektów szkodliwości tej edukacji, sądy traktują te dowody tak, jakby nie miały one żadnego znaczenia albo w ogóle nie istniały. Co więcej, zakazują publikowania tych dowodów i nakazują przeprosiny za to że zapoznaliśmy z nimi rodziców, nauczycieli i innych odbiorców naszych publikacji. Wszystkie sądy w naszych sprawach przyjęły tę samą linię postępowania, różniącą się jedynie w szczegółach.

 

Motywy i postawę sądów najlepiej ukazuje sentencja przeprosin powtarzająca się we wszystkich wyrokach, w tym również w ostatniej połączonej sprawie z powództwa KPH i TEA.  Mamy przeprosić i zapłacić karę za ostrzeżenia, że edukacja (tylko z nazwy) antydyskryminacyjna mogła szkodzić uczniom i uczennicom.

 

Karze podlega więc nawet samo wyrażenie niepokoju oraz ostrzeżenie rodziców i nauczycieli, że określona działalność może zaszkodzić dzieciom, bo w interpretacji sądów, krytyka tej działalności narusza dobra osobiste tych, którzy nią się zajmują. Taka postawa sądów stwarza sama w sobie ogromne społeczne zagrożenie, bo poprzez cenzurowanie i faktyczne prześladowanie tzw. sygnalistów (whistleblowers) blokuje ważne społeczne mechanizmy ochronne. Kary za naszą działalność jako sygnalistów wynoszą już kilkadziesiąt tysięcy złotych.

 

 Z naciskiem podkreślamy jako rzecz oczywistą, że sprzeciwiamy się dyskryminacji. Poddajemy natomiast krytyce praktykowaną obecnie edukację (i politykę), która wbrew swojej nazwie („edukacja/polityka  antydyskryminacyjna”) dyskryminuje różne grupy społeczne, uzasadniając i zasłaniając to zwalczaniem dyskryminacji, często rzekomej, innych grup, zwłaszcza LGBTQ.

 

Przejawia się to m.in. w promowaniu skrajnie  seksoholicznej, perwersyjnej obyczajowości subkultury LGBTQ, co prowadzi do demoralizacji, różnych rodzajów uzależnień, rozchwiania tożsamości seksualnej dzieci i młodzieży, a także zwiększonego ryzyka zakażeniami wirusem HIV.

 

Tę orgiastyczną subkulturę opisuje w swojej publikacji jeden z naszych powodów i właśnie za opublikowanie m.in. fragmentów tej publikacji mamy go przepraszać. Sądy nie chciały dostrzec i uwzględnić związku tej orgiastycznej subkultury ze zwiększonym ryzykiem zakażenia wirusem HIV, choć są one potwierdzane corocznymi badaniami (np. w raporcie ECDC i Europejskiego Regionu WHO HIV/AIDS surveillance in Europe 2024, tabela 4, 5 i 6).

 

 Przed tymi zagrożeniami ostrzegaliśmy, bo jest to  ukrywane przed rodzicami i nauczycielami za frazesami o równości i tolerancji. Zapewne z tych samych powodów MEN wycofał w sierpniu 2017 r. wymóg prowadzenia w szkołach zajęć antydyskryminacyjnych.

 

Podczas rozpraw sądowych sądy w żaden sposób nie obaliły naszych zarzutów wobec edukacji rzekomo antydyskryminacyjnej, bo w ogóle się do tych zarzutów nie odnosiły. Z założenia i bez dowodów (a priori) uznały że edukacja ta jest niepodważalnie pozytywnym zjawiskiem. Nie mogły więc bezstronnie rozstrzygać i nie rozstrzygały bezstronnie w sporze, którego rzeczywistym przedmiotem sporu była owa edukacja i jej szkodliwość. Uznawały za pozbawione znaczenia lub odrzucały wszystkie dowody, wskazujące na dyskryminujący, szkodliwy i niebezpieczny charakter tej edukacji. A trzeba stwierdzić, że dowodów tych jest obecnie znacznie więcej niż w 2016 r., kiedy pisaliśmy list do szkół, główny przedmiot sądowego sporu z naszymi adwersarzami.

 

W jednej ze spraw sądy usunęły z materiału dowodowego zestaw dowodów ukazujących związek edukacji „dyskryminacyjnej” z seksoholiczną subkulturą i ideologią środowisk LGBTQ oraz ich polityką seksualną nastawioną na zmianę wzorców (obyczajów) seksualnych w kierunku uzależniającej od seksu demoralizacji i rozchwiania seksualności. Choć dowody te dotyczyły kwintesencji sporu i były szczególnie wiarygodne, bo zostały wytworzone przez naszych adwersarzy, sądy uznały, że nie mają one znaczenia dla rozstrzygnięcia sprawy. Za opublikowanie tych dowodów ukazujących szkodliwość tej edukacji również mamy przepraszać. Świadczy to znamiennie o poglądach, postawie i intencjach sądów obu instancji.

 

O intencjach sądów świadczy również z góry przyjęcie przez sądy niskich intencji rodziców ze Stowarzyszenia i w niektórych uzasadnieniach wyroków zostało to wyrażone wprost. Choć wielokrotnie wyjaśnialiśmy, że naszym celem była ochrona dzieci i młodzieży, w jednej ze spraw sądy obu instancji uznały te motywy postępowania nas jako rodziców a priori za niewiarygodne, całkowicie lekceważąc te wielokrotne wyjaśnienia. Bez jakiegokolwiek uzasadnienia, uznaniowo oceniły, że motywem zaangażowania rodziców w kosztowną wysyłkę listów były wyłącznie „bardzo niskie pobudki”, w tym „pogarda i chęć poniżenia powódki”.

 

 Sądy uznały ponadto, że ogólna krytyka tej edukacji osobiście obraża osoby z nią związane. Choć sprawy dotyczą dóbr osobistych, to jednak wyroki każą usuwać i przepraszać także za dokumenty, w których nie ma mowy o powódkach lub powodach. Wskazuje to na zaangażowanie sądów w ochronę „dóbr osobistych” samej edukacji (wyłącznie z nazwy) antydyskryminacyjnej oraz na to, że w rzeczywistości wyroki otrzymujemy za naruszenie „dóbr osobistych” tej edukacji.

 

Zmuszeni jesteśmy te wyroki wykonać, ale problemem nie jest dla nas przeproszenie powodów, jeśli krytyka tej edukacji sprawiła im przykrość. Problemem jest to, że nakazane nam przez sądy przeprosiny mają stworzyć wrażenie, że przyznajemy obecnie, że nasza  krytyka owej rzekomo antydyskryminacyjnej edukacji była w ogólności kłamliwa i że obecnie przyznajemy, że edukacja ta jest nieszkodliwa. Tak właśnie zinterpretowały to media, jak np. tutaj.

 

Jest to próba złamania naszych sumień, bo mamy dać do zrozumienia, że nieszkodliwe jest to, co uważamy za bardzo szkodliwe, gdy na tę szkodliwość mamy wiele mocnych dowodów, choć całkowicie zlekceważonych przez sądy. Natomiast wyroki każą nam przeprosić za rozpowszechnianie informacji, że edukacja antydyskryminacyjna mogła szkodzić uczniom lub uczennicom  (w innym wyroku: dzieciom i młodzieży).

 

Uważamy, że jako rodzice mamy prawo do publicznego wyrażania naszych przekonań o tym, co może szkodzić naszym dzieciom, bo bez tego nie da się realizować konstytucyjnego prawa do wychowania dzieci zgodnie z naszymi przekonaniami i z naszą wiarą. Podkreślamy przy tym, że faktyczne, a nie publicznie deklarowane cele i skutki tej edukacji są sprzeczne tak samo z chrześcijańskimi jak i ze świeckimi standardami edukacyjnymi. Demoralizacja, seksoholizm i inne uzależnienia oraz rozchwianie tożsamości seksualnej są szkodliwe dla wszystkich młodych ludzi, a nie tylko dla dzieci z rodzin katolickich.

 

Zwracamy uwagę, że dla ochrony całego społeczeństwa, w tym dzieci i młodzieży, przed niebezpiecznymi zjawiskami, niezbędna jest swobodna dyskusja o tym, co, komu i jak może szkodzić lub zagrażać, bo tylko ona umożliwia rzetelną diagnozę zagrożeń i znalezienie skutecznych sposobów ochrony przed nimi. Natomiast pod parasolem wyroków uznających opinie o tym co może szkodzić (dzieciom lub komukolwiek) za osobistą i karalną zniewagę można bez przeszkód prowadzić choćby najbardziej szkodliwą i niebezpieczną działalność. Znamienne, że ochronę określonych  jednostek lub organizacji przed takimi opiniami sądy postawiły ponad ochroną ogółu dzieci i młodzieży.

 

Dlatego wyroki wydane na Stowarzyszenie nie są wyłącznie naszym problemem. Są niebezpiecznym precedensem stwarzającym zagrożenie dla całego społeczeństwa.

 

 Zarząd Stowarzyszenia Rodzin Wielodzietnych Warszawy i Mazowsza